Pies Pawłowa Pies Pawłowa
507
BLOG

Zapisałem się do partii (PO)

Pies Pawłowa Pies Pawłowa Polityka Obserwuj notkę 5

Niedawno doznałem swoistej iluminacji. Wszystko za sprawą głośnego już tekstu (Polskość to nasze szczęście) wybitnego polskiego poety Jarosława Marka Rymkiewicza. Nakreślił on w nim – w sposób klarowny i spójny – obraz panującego od wielu już pokoleń w Polsce podziału społeczeństwa na dwie symboliczne grupy: patriotów i kolaborantów. W zasadzie wiele o tym pisano wcześniej ale dopiero czytając tekst Rymkiewicza zrozumiałem jak wielką niesprawiedliwością losu jest ciągłe poświęcanie się jednej grupy społecznej dla drugiej.

 

Jest w nas potencjał wielkości i jest potencjał małości. To wynika z tego, że istnieją, tuż obok siebie, dwie Polski – a jeśli istnieją dwie Polski, to muszą też istnieć dwa narody Polaków. Te narody oddzieliły się od siebie i zaczęły wieść życie osobne kilkaset lat temu. Jeden to naród patriotów, drugi – naród kolaborantów. W narodzie patriotów marzenie o wielkości Polski jest wciąż żywe, może nawet jest tak, że ten naród dzięki swojemu marzeniu o wielkości – czy raczej dzięki projektowi swojej wielkości – w ogóle istnieje. Przeżył, ponieważ pamięta, że kilkaset lat temu był wielki i potężny.

 

Diagnoza autora jest trafna, przelana za Ojczyznę krew jest budulcem przyszłości i teraźniejszości, jest istotą „polskości”, naszej tożsamości i odpowiedzialnością za trud przeszłych pokoleń wniesiony w wolną i niepodległą Rzeczpospolitą. Jednak świadomość beztroski drugiej grupy tzw. kolaborantów pierwszy raz w życiu mnie poraziła. Bo wygodniej jest stać obok, z dala, na odległość, nie angażować się, mówić: „nic się nie da”, tułać dla siebie i swojej rodzinki. To właśnie za sprawą podobnej znieczulicy naziści wymordowali pół Europy i zarazili nas rosyjskim komunizmem na 70 lat. Kolaboranci – a mowa tutaj nie tylko o zdrajcach ale i ludziach społecznie obojętnych – wychodzą z naturalnego przeświadczenia – że mogą swobodnie robić kariery, organizować zabawy i dancingi – ponieważ znajdą się „oszołomy”z grupy tzw. patriotów, którzy cudownie ich obronią własną pracowitością, poświęceniem dla dobra wspólnego i nawet w najtrudniejszym czasie próby oddadzą życie za „wspólną” przecież Ojczyznę – wzorem ostatniej polskiej inteligencji ginącej w Katyniu i Smoleńsku czy wyjeżdżającej w bydlęcych wagonach na Sybir.

 

I tu dochodzimy do sprawy kluczowej, gdyż w życiu irytują mnie różne kwestie ale jednej rzeczy nienawidzę najbardziej: nie znoszę być wykorzystywany. Dlatego postanowiłem pójść z prądem, z rządem, PO, Tuskiem i Komorowskim. Nie zamierzam za nikogo oddawać życia, poświęcać się, robić za naiwniaka, bo w życiu trzeba być cwaniakiem – jak Wałęsa, Owsiak czy Michnik – i kombinować na lewo i prawo. Po co się kopać z takim koniem, skoro można się do niego przyłączyć? Wygodniej jest iść z nimi. Na cholerę mi ten cały trud skoro wystarczy się „tylko” dostosować, przytakiwać i wychwalać wniebogłosy wspaniały rząd i prezydenta. Zamierzam też przy każdej możliwej okazji opowiadać kawały o Smoleńsku zasłyszane w radio czy TV, podziwiać Palikota, jego elokwencję i to jak się wzbogacił na początku lat 90–tych „uczciwą” pracą i pomysłowością. To naprawdę proste.

 

Dlatego kupiłem sobie dzisiaj telewizor i oglądam. Non stop, tak żeby się dostosować i płynąć jak to szambo...z prądem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka