Kiedy uzbrojeni po zęby funkcjonariusze ABW wkraczali do mieszkania studenta informatyki prowadzącego antyrządową stronę internetową, lekkoduch Donald Tusk z rozbrajającą bezczelnością stwierdził, że to tylko służbowa „nadgorliwość”. Ta sama „nadgorliwość” popchnęła Straż Miejską do brutalnego pobicia ostatnich, niezależnych, antyrządowych dziennikarzy, protestujących na Krakowskim Przedmieściu przeciw zakłamaniu obecnego rządu ws. katastrofy w Smoleńsku. Później epidemia „nadgorliwości” kazała stalinowskiemu sędziemu wysłać lidera demokratycznej opozycji parlamentarnej na badania psychiatryczne, a inni,„nadgorliwi”policjanci wlepiali w tym czasie drakońskie mandaty spokojnym kibicom trzymającym transparenty z antyrządowymi hasłami typu „Tola ma Donalda, a Donald ma Tole”.
Andrzej Lepper nie był nigdy księciem z mojej bajki. Cyniczny i populistyczny niczym „wściekły” Donald Tusk jak mało który polityk potrafił kokietować społeczeństwo głosujące przez 10 lat na disco polo Kwaśniewskiego. Jednak koalicja interesów z PIS czy późniejsze rozwiązanie WSI i powołanie CBA w zamian za drobne synekury władzy kazały traktować Samoobronę nieco poważniej. Sam Andrzej Lepper to postać bez mała tragiczna a jego polityczna kariera – sterowana początkowo przez służby specjalne - do złudzenia przypomina wczesnego Wałęsę czy Żyrinowskiego. Jego zgon to sygnał, że w systemowej centrali trwa w najlepsze bezlitosna walka na śmierć i życie.
Dla utrzymania „status quo” zagrożeni odpowiedzialnością karną i finansową, byli żołnierze, generałowie, agenci, złodzieje nie cofnął się absolutnie przed niczym. Będą zabijać. Oby tylko, siebie nawzajem.